Tak jak można panikować, można też odczuwać i wyrażać swoją złość. Można wyraźnie mówić NIE, nie zgadzam się. Wreszcie można krzyczeć, można się wkurzać, a nawet wkurwiać.

Po przeczytaniu mojego tekstu o lęku, G. zasugerował, żebym pisała o różnych emocjach po kolei. Pomyślałam – super, zacznę od tych najbardziej problematycznych. Zastanawiałam się, która otrzyma palmę drugiego miejsca, aż do ostatniego czwartku. Wieczorem już wiedziałam.

Często mylimy złość z agresją i dlatego uważamy że nie jest ok. W ostatnich dniach PISowe media (i nie tylko one) nadużywały tego błędnego utożsamienia – wystarczy zerknąć na tytuły i leady o piątkowym strajku na tvp.info.  Niektórzy mówią, że protest pod domem wiceprezesa to za dużo, inni, że „wypierdalać” do za dużo. A ja tym razem myślę, że to po prostu złość adekwatna do sytuacji. I zazdroszczę trochę zazdroszczę tym, którzy umieją ją wyrażać.

Jak każda emocja, tak i złość może być problemem. Staję się nim z jednej strony wtedy, gdy odczuwamy i uwalniamy ją w nadmiarze, przez co rządzi naszym życiem, a z drugiej, gdy ją tłumimy i blokujemy. Dziś będzie właśnie o tłumieniu, bo ja chcę w końcu mówić nie, wkurzać się i nie bać się, że zostanę przez to odrzucona.

Trudno nam ze złością – i z własną i z cudzą 

To, że jedni ludzie będą się bardziej złościć, a inni mniej zależy od kilku elementów: przede wszystkim naszych cech indywidualnych i naszego wychowania. Nie będę tego opisywać, nie jestem specjalistą, ale więcej możesz przeczytać np. tu. Ja należę to tej kategorii osób, która najczęściej złości się na siebie: bo jestem do dupy, znowu coś zrobiłam źle, po raz kolejny sobie nie poradziłam.

Jestem raczej miła, choć podobno miewam groźny i karzący wzrok. Umiem być asertywna w dyskusji, stanowczo bronię swojego zdania. Nie umiem siedzieć cicho, kiedy z czymś się nie zgadzam. Nie umiem chować poglądów do kieszeni, nawet w sytuacjach, w których być może lepiej byłoby to zrobić. To także dlatego dusiłam się w korpo i dlatego nie widzę siebie w budżetówce.

Trudniej mi natomiast powiedzieć komuś stanowczo, że mnie wkurza, że denerwuje mnie jego zachowanie, że po prostu nie jest ok – nawet najbliższym. Boję się pokazać swoją złość. Wciąż nie pochodzi mi przez gardło zdanie „jestem wkurzona, bo po raz kolejny Cię nie ma, gdy tego potrzebuję” albo „bo po raz kolejny nie dotrzymałaś słowa”. Boję się, że jej / jemu będzie przykro. Lepiej, żeby mi było, nie?

Niewyrażona złość nie ulega anihilacji

Osobom o depresyjnym czy lękowym profilu osobowości łatwiej odczuwać smutek, czy żal, a dużo trudniej złość. Złość z łatwością zamieniamy we wkurzenie na samą / samego siebie. Gdy inni depczą nasze granice, mają gdzieś nasze potrzeby (a robią to często, bo widzą, że mogą) – my nie potrafimy odczuwać złości bezpośrednio na nich. Ale ona nie znika, nie ulega anihilacji. Zazwyczaj sami bierzemy odpowiedzialność za to, co się stało. Obniża nam się nastrój, narasta poczucie winy, a wraz z nim smutek. A złość skierowana do środka wgryza się w ciało – przepełnia głowę bólem nie do zniesienia, usztywnia szyję i ramiona, zaciska klatkę piersiową, podrażnia żołądek, skręca jelita. Tak, to moja złość. I tak, to Twoja złość.

To nasza cena za jej tłumienie, często nieświadome.

Skąd to wszystko się bierze? Z dużych pokładów lęku przed odrzuceniem, z odkładanego latami poczucia winy, schowanego tak głęboko, że na co dzień go nie zauważamy, z przekonania, żeDOBRE I GRZECZNE DZIEWCZYNKI SIĘ NIE ZŁOSZCZĄ – a są łagodnie jak owieczki. Wszystkim owieczkom, życzę powodzenia w dorosłym życiu – powodzenia w odkryciu tych wszystkich klisz, posegregowaniu na frakcje i wyrzuceniu do odpowiednich kontenerów. Na zawsze. Sobie także.

A jak znów wpadnę w furię?

No tak, kolejny gwóźdź do trumny. Gdy tłumimy naszą złość, nie upuszczamy na bieżąco, to i tak prędzej czy później pękamy – jak balon albo niedopilnowany słoik ze świeżym kimchi. Złość uchodzi wszelkimi możliwymi kanałami, krzyczymy, płaczemy, uderzamy pięściami w ścianę czy w cokolwiek, co mamy pod ręką.

I tego się boimy. I dlatego uważamy, że złość jest zła. A to wcale nie tak. Jeśi pozwolimy jej z nami być na bieżąco – czyli wtedy, kiedy się w nas pojawia – takich napadów będzie mniej.

Złość pobudza do działania

Poczucie winy i smutek zamykają nas w sobie, czynią bezbronnymi i bezsilnymi. Tak jak u mnie w czwartek, po ogłoszeniu wyroku TK dotyczącego aborcji – złość pojawiła się tylko po to, aby szybko ustąpić mieszance emocji, i dziwnemu smutkowi. A całe wkurzenie początkowo się gdzieś rozproszyło. Jak zazwyczaj. I tak było zawsze – na marszach i protestach, zamiast krzyczeć i skandować zazwyczaj stałam ze szklanymi oczami i nie mogłam z siebie wydusić słowa. Nie umiałam wyrazić i wykorzystać swojej złości, chowałam ją i zamieniałam na uczucia bardziej mi znane. Z tym koniec.

Złość ma moc sprawczą. Pozwala nam chronić naszą autonomię, godność, wartości. Pojawia się wtedy, gdy ktoś łamie ustalone zasady, przekracza nasze granice, ignoruje nasze potrzeby. Złością reagujemy na niepowodzenie. Złość mobilizuje nas do działania – jeśli ją do siebie dopuszczamy – i stoi na straży naszych potrzeb.

Moje granice nieraz były przekraczane i deptane – w różnych sferach życia. Sama na to pozwalałam. Ważę niecałe 50 kilo, drobna i miła ze mnie dziewczynka, podobno twarz mam wciąż dziecinną, nie nadrabiam dojrzałym stylem ubioru, czy wyraźnym makijażem. Chodzę w trampkach, z plecakiem. A po Warszawie poruszam się  miętowo-różowym rowerem. Za 10 miesięcy skończę 30 lat, a kilka dni temu zostałam poproszona o dowód kupując papierosy. I choć mam w sobie dużo siły – ciężko pracuję, wytrwale dążę do realizacji stawianych sobie celów, jestem samodzielna aż nadto, to swoich granic dotychczas za bardzo nie pilnowałam. Pozwalałam ludziom wchodzić mi na głowę. Podpierałam się nosem. Co jakiś czas padałam wyczerpana i sfrustrowana. Nakrywałam głowę kołdrą i za nic w świecie nie chciałam rano się spod niej wynurzyć.

Chcę być sprawcza

I dbać o siebie.  O tym w końcu jest Czule czuję. Bez dopuszczenia do siebie swojej złości nie jest to możliwe. Dlatego chce ją ODCZUWAĆ I WYRAŻAĆ. Ćwiczę, żeby robić to na bieżąco i asertywnie – z szacunkiem dla drugiej osoby, w sposób, który nie ma na celu jej zranienia, czy wyżycia się. Uczę się komunikować swoje uczucia i przez to stawiać granice – stanowczo. Jestem autonomiczną jednostką.

Czasami nie da się asertywnie

Ale czasami ta nasza autonomia tak czy siak będzie deptana. I czasami złości nie da się wyrazić asertywnie, bo asertywnie była wyrażana latami i nikt tego nie słuchał. Tak jest teraz. Złość jest emocją o wyjątkowym znaczeniu społecznym. Nie tłum więc swojej wściekłości, wkurwienia – nie bądź obojętny/a. Nie musisz iść na protest i nie musisz się z tego tłumaczyć. Ale wykorzystaj swoją złość do działania, po swojemu.

ludzie z transparentami poczas protestu