Emocje emocjami – wiadomo trzeba dopuszczać do siebie także te trudne, jak smutek, lęk czy złość. Nie wolno tłumić ich w sobie, nie wolno wypierać. Ale zazdrość czy zawiść? Ich nikt nie chce przeżywać, a jeśli przeżywa, to woli się do tego nie przyznawać. Gdy ja zastanawiałam się nad tym tekstem, po głowie też pląsały mi różne myśli – na przykład taka, że głupio mi o tym pisać, albo że co jak co, ale zawiść to chyba mnie nie dotyczy.

Według psychoterapeutki Danuty Golec: tak jak zawiść jest o coś, tak zazdrość jest praktycznie zawsze o człowieka (Czując. Rozmowy o emocjach Agnieszka Jucewicz). Generalnie do zazdrości potrzebny są więc co najmniej trójkącik. A gdy zazdrościmy komuś podróży na Bali, awansu albo tego, że ma kupę kasy? To tak naprawdę mu zawiścimy. Tak, można komuś zawiścić. Tylko, że zawiść jest tak źle widziana w naszej kulturze, że przestaliśmy używać tego słowa. Nawet word go nie zna.

Zawiść i zazdrość wiążą się z dyskomfortem, to uczucia niewygodne, nieprzyjemne i gryzące. Ale jak każda emocja, one też są nam potrzebne – o ile nie przybierają formy patologicznej. I nie oszukujmy się, większość z nas zna je dość dobrze.

Widziałeś, jaki ma samochód? Pewnie dostał od tatusia

A to mieszkanie na Mokotowie? Plis, gdyby nie rodzicie, to wynajmowałby pokój na Gocławiu, a za drzwiami miałby przynajmniej dwóch współlokatorów. Brzmi znajomo? Spokojnie, nie wymagam pisemnych deklaracji, ani rąk w górze. Nie będę Was liczyć. Mam jednak nieodparte wrażenie, że takie rozmowy zdarzają się wielu z nas przy kawie czy obiedzie.

Jeśli  z a w i ś ć  przyjmuje słabsze formy, może motywować do działania i być siłą napędową. Jeśli jednak urasta do rozmiarów bestii ze wschodu (jak ostatnie mrozy w mediach), może być szkodliwa nie tylko dla tej osoby, która ją odczuwa, ale też dla tej, która posiada to, co jest jej przedmiotem. Przykład? Dostajesz awans, a koleżanka z pracy chorobliwie Ci go zazdrości. Swoimi fochami i wywracaniem oczami uprzykrza Ci życie. A ty nie wytrzymujesz napiętej atmosfery i po prostu odchodzisz.

Robiąc notatki do tego tekstu zdałam sobie sprawę, że zawiść pojawia się w konsekwencji porównywania się z innymi. Tylko że, gdy ja dawniej wpadałam w spiralę porównywania się, zawiść szybko zamieniała się w poczucie niższości i wstydu. Zawiść jedynie unaoczniała moje braki, słabości i cichaczem znikała. A ja zapadałam się w tym poczuciu niższości jak zamek z piasku, albo próbowałam udowodnić sobie i całemu światu, że może taka słaba wcale nie jestem.

Życie jest takie niesprawiedliwe

Do Warszawy przyjechałam w liceum. I były to czasy, kiedy wszyscy byliśmy znacznie mniej mobilni. To wtedy dostałam pierwszy telefon na własność, Sony Ericsson Walkman, nie miał on Internetu, ale mogłam na nim zapisać dwadzieścia rockowych smętów. I z dwudziestoma smętami przyjechałam z czterotysięcznego miasteczka do stolicy – ze świata, gdzie do kina jeździło się może raz w roku, do teatru raz na kilka lat w ramach wycieczki klasowej, gdzie koncerty kojarzyły się głównie z Dożynkami, a na wakacje inne niż u babci mogli sobie pozwolić nieliczni – do stolicy, gdzie ludzie ze szkoły mieli to wszystko na co dzień.

Uparłam się na klasę ultra humanistyczną (z zajęciami teatralnymi, filmowymi i tym podobnymi wynalazkami). I w takim artystycznym klimacie chyba jeszcze silniej odczułam, że ja i to warszawskie towarzystwo jesteśmy troszkę z innych planet. Oni wszyscy mieli jakąś wspólną podstawę, a ja nagle musiałam tu i teraz nadrobić piętnaście lat. I na dodatek udowodnić, że nie jestem wielbłądem, z wiochy otoczonej pięknymi jeziorami, ale zabitej dechami.

I jak sobie dziś o tym myślę (i o wszystkich podobnych sytuacjach w moim życiu), to uświadamiam sobie, że było we mnie wtedy trochę zawiści. Poczucia, że ten świat jest niesprawiedliwy. Co tu się dziwić, że wszyscy są tacy oczytani i obyci, jak wszystko dostali na tacy. Ale za każdym razem cała ta zawiść szybko parowała, a ja zostawałam z coraz to niższą samooceną, brakiem akceptacji dla tego, kim jestem i tym okropnym odkładającym się gdzieś głęboko wstydem.

Nie było mi łatwo wtedy i jeszcze wiele razy później, także w moim dorosłym życiu. Choć dorosnąć musiałam w wieku 16 lat, 250 kilometrów od domu. Zawsze czułam się niewystarczająca. Czułam, że muszę coś  n a d r o b i ć. Czasami też zapętlałam się w tym wszystkim. Jak niska samoocena stawała się nie do zniesienia, to próbowałam rekompensować ją sobie zawiścią. Szukałam uzasadnień tego, że w moich oczach innym coś wychodzi lepiej, że mają, czy osiągają to, co mi się nie udaje.

Życie bez zazdrości – hipisowska iluzja

Wyobraża sobie Pani świat bez zazdrości? – To hipisowska iluzja. Odpowiada Danuta Golec na pytanie Agnieszki Jucewicz (Czując….). I ja totalnie się z nią zgadzam. Wydaje mi się, że  z a z d r o ś ć  jest nieodłącznie związana z miłością i bliskimi relacjami. A hipisowska iluzja przypomniała mi Komunę, duński film Thomasa Vinterberga z 2016 roku. Okropnie uproszczę i niestety spłycę historię, ale tym, co nie wiedzieli po prostu film polecam. A zatem fabuła w telegraficznym skrócie przedstawia się tak: Anna, dziennikarka, która ma dość rutyny i mieszczańskiego życia, namawia męża na eksperyment: stworzenie hipisowskiej komuny. I tak Anna, Eric i ich nastoletnia córka zamieszkują pod jednym dachem z grupą przyjaciół. Początkowa idylla, dość szybko dobiega jednak końca. Do wspólnej posiadłości wprowadza studentka, z którą Erik ma romans, a Anna, pomysłodawczyni i dotychczas największa entuzjastka komuny, dotkliwie odczuwa odrzucenie.

Zazdrość zawsze jest o kogoś. Wiąże się z lękiem przed utratą bliskiej osoby, przed utratą wyłączności na tę osobę i jej uczucia, przed osamotnieniem. Człowiek zazdrosny czuję z a m ę t, mówi Danuta Golec w Czując.... Nie rozwija tej myśli, ale moim zdaniem ten zamęt to mieszanina różnych emocji lęku, podejrzliwości, smutku i złości. Towarzyszy im często poczucie, że jesteśmy jacyś gorsi. Ja przeżywałam ten okropny zamęt całkiem niedawno. I to on zainspirował mnie do napisania tego tekstu. Kilka tygodni temu czułam się jak kupa, emocjonalnie wyczerpana. I jako że staram się emocjom poświęcać więcej uwagi, dawać im przestrzeń, przeżywać je, to temu wyczerpaniu też zaczęłam się przyglądać, rozkładać je na czynniki pierwsze. I tak rozkładałam, rozkładałam i znalazłam tam tę zazdrość.

Na wszystko muszę zapracować

Znalazłam tę zazdrość, która towarzyszy mi właściwie przez całe życie. I wynika z lęku przed odrzuceniem czy brakiem zainteresowania. Przez ten lęk czuję, że na miłość czy przyjaźń muszę zapracować, że od zawsze muszę się tak cholernie starać, że czasami z tego starania to już nie mam siły i chce się zamknąć w domu, zakryć kołdrą i odpocząć. Bo to staranie się to taka syzyfowa praca, człowiek nigdy nie jest wystarczająco dobry. Ja przynajmniej nigdy wystarczająco dobra nie byłam. I ta zazdrość przychodziła do mnie w kółko nieproszona. Szczególnie wtedy, gdy w relacji, w rodzinie, w przyjaźni pojawiał się ktoś trzeci (często również bardzo mi bliski), kto według mnie dostawał uwagę, miłość i przyjaźń z zasady, za darmo – ktoś, kto w ogóle się nie starał.

Dotychczas często tę zazdrość wypierałam, tłumiłam, a wtedy ten emocjonalny zamęt stawał się nie do zniesienia. Teraz próbuję dopuszczać ją do siebie, żeby przepracować to, co leży u jej podstaw. Wiem, że to kwestia niskiej samooceny, związanego z nią lęku przed odrzuceniem i schematów, które praktykowałam i utrwalałam przez lata. I wiem, że one są autodestrukcyjne. Pracuję nad nimi, ale to, co pielęgnowane od lat, nie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Taki paniczny lęk przed odrzuceniem to także jedna z cech DDA. Pojawia się on nie tylko w związku, ale może towarzyszyć przyjaźni i wszystkim ważnym relacjom. Stare nawyki wymagają więc zastąpienia nowymi. A to jest orka na ugorze.

Orka na ugorze – czyli jak zdrowiej zazdrościć?

  • Ja na początku przyjrzałam się sobie. Jak? Od dłuższego czasu staram się wsłuchiwać w siebie i w moje potrzeby, po prostu być przy sobie. Nie jest to łatwe. Czasami nie mogę tych potrzeb usłyszeć, mimo że się staram, a czasami po prostu udaje, że ich nie słyszę. Ciężko przyjrzeć się sobie będąc zawsze „pomiędzy” – pomiędzy jednym spotkaniem a drugim, myciem kuchni a sprzątaniem łazienki, pracą a angielskim, zajęciami na studiach podyplomowych, a kawą z koleżanką, zmienianiem pieluchy dziecku a robieniem obiadu. Tego nie da się także zrobić raz na zawsze. Wsłuchiwanie się w siebie musimy praktykować na bieżąco. Potrzebny jest nam bezruch i każdy musi znaleźć na niego swój własny sposób. Pomóc w tym może ćwiczenie codziennej uważności, medytacja, ale też uprawianie ogródka, czy głaskanie kota.
  • Jak już pisałam z milion razy, nie lubię wyznaczać sobie celów, ale jakiś czas temu odkryłam, że im bardziej cele są moje, tym mniej bólu sprawia mi ich wyznaczanie (zajrzyj tu), a więcej przyjemności ich realizowanie. Trochę banał, a trochę nie. Stawiajmy sobie cele odpowiadające naszym wartościom i potrzebom, a nie oczekiwaniom innym, czy presjom otoczenia (albo tym, które sami sobie narzucamy). I przede wszystkim stawiajmy sobie cele realistyczne.
  • A skoro mamy swoje potrzeby i swoje cele, to trochę bez sensu porównywać się z innymi. To jak porównywanie ułamków o różnych mianownikach. Ja wiem, że mega ciężko tego nie robić, szczególnie śledząc te wszystkie prywatne i zawodowe sukcesy na facebooku, instagramie i linkedinie, widząc, że ktoś jest dwa lata młodszy i wydaje drugą książkę, dopiero skończył studia, a już kupił mieszkanie albo został dyrektorem działu, ale można próbować. Albo można ograniczyć social media.
  • Nie wszystko w życiu się udaje. Nieraz będziemy z siebie niezadowoleni, nieraz będziemy sfrustrowani. Łatwiej sobie z tym niezadowoleniem i frustracją radzić, gdy doceniamy to, co mamy i doceniamy siebie.
  • Nikt nie jest doskonały – ja także. I choć wciąż trudno mi zaakceptować swoje braki, to jestem o krok bliżej celu. Zrozumiałam, że łatwiej być sobą, niż w kółko się zadręczać, że jestem niewystarczająca. Polecam spróbować powiedzieć niedoskonałości – ok, słyszałam, że od razu robi się jakby dziesięć kilo lżej na sercu.

***

A po więcej zajrzyjcie do:

Agnieszka Jucewicz Czując. Rozmowy o emocjach – prezent od mojej kochanej przyjaciółki

Brené Brown Dary niedoskonałości. Jak przestać się przejmować tym, kim powinniśmy być i zaakceptować to, kim jesteśmy – polecem ponownie, bo choć prosta to książka, to naprawdę sporo można z niej wyciągnąć, na moim parapecie leżała z ołówkiem i postitami przez kilka miesięcy

Wysokie Obcasy, wywiad Agnieszki Jucewicz z Bogdanem de Barbaro Unikanie gniewu, złości i zazdrości jest niekorzystne dla rozwoju człowieka. Mówi się czasem, że depresja to tłumiona agresja tu oraz trochę starszy z Zofią Milską-Wrzosińską Zazdrość niszczy. Jak sobie z nią radzić? tu