Tobie też wydaje się, że odpoczywanie to strata czasu? A jeśli odpoczywać, to aktywnie albo rozwojowo: sport, ambitny film, dobra książka, kurs onlineczy wizyta w muzeum. Wszystko super, ale czasami trzeba też pobyć ze sobą. No wiesz, tak po prostu poleżeć, pooddychać, popatrzeć w sufit, czy pójść na leniwy spacer. Jeśli znajdujesz przestrzeń na jedno i drugie, a dni, kiedy non stop robisz coś produktywnego (albo biczujesz siebie, że tak nie jest) należą do wyjątków, nie musisz czytać dalej. Na swój sposób już jesteś mistrzem zen.

Wielu z nas funkcjonuje jednak w spirali produktywności. Jak pisałam za Brené Brown w tekście  O trudnej sztuce odpuszczania, wyczerpanie postrzegamy jako wyznacznik naszego statusu i ostoję samooceny. Dotyczy to  wszystkich, niezlależnie od wykonywanej pracy. Różnimy się jedynie odpowiedzą na pytanie po co? Ale i tak żadne wytłumaczenie nie jest dobre.

Bardzo często na brak odpoczynku nie mamy wpływu – z miliona powodów. Biorąc to pod uwagę, tym bardziej nie powinniśmy sobie fundować niekończącego się maratonu pracy, gdy taki wybór i przywilej mamy.

Perspektywa

Post bez nawiązania do serialu byłby postem straconym. A zatem 4 sezon The Crown. Bodajże w drugim odcinku Margaret Windsor (w tej roli moja kochana Helena Bonham Carter) rozmawia ze swoją imienniczką panią premier (graną po mistrzowsku przez Scully z Archiwym X) o odpoczywaniu. Thatcher otwarcie mówi, że odpoczywanie to dla niej strata cennego czasu. A siostra królowej odpowiada, że może i tak, ale dzięki niemu zyskuje się coś cenniejszego – p e r s p e k t y w ę.

I choć od królewskiej rodziny (tej serialowej, bo prawdziwej nie bardzo się przyglądam) niewiele chciałabym się uczyć, ostatnie zdanie przyczepiło się do mnie i nie daje spokoju. Może nie jest odkrywcze, ale proste i dobitne.

Fear of missing out

O lęku przed tym, że coś nas ominie (FOMO) mówi się i pisze zazwyczaj w kontekście świata wirtualnego, a tak naprawdę dotyczy on naszego życia jako takiego. Trochę się z niego podśmiechujemy, uważamy, że to problem nastolatków, albo tych co wrzucają na fb i insta jedno selfie za drugim. Czy aby na pewno? Budzisz się, ledwo otwierasz oczy, powieki opadają Ci tak, że chętnie podparłbyś/abyś je zapałkami, ale dzielnie chwytasz za telefon – Messenger, Facebook, LinkedIn, Instagram, newsy, Wyborcza, Guardian, no i oczywiście maile. Łapczywie chwytasz skrawki informacji. Uf, jesteś na bieżąco.

Podobnie w pracy – gdy nie możesz wziąć udziału w spotkaniu, stresujesz się bardziej niż podczas ważnej prezentacji. Przecież na pewno ustalą coś za Twoimi plecami. Nie odpuszczasz więc, na spotkaniach spędzasz 8 godzin dziennie, a kolejne 4 pracujesz and swoimi zadaniami. Co pół godzinki robisz jeszcze update covidowy, polityczny i sprawdzasz, czy na pewno nie ma ważnej akcji w social mediach – może trzeba nałożyć nową nakładkę na profilowe? W między czasie stale sprawdzasz maila, Messengera i WhatsAppa, ale to przecież oczywista oczywistość. Tak, znam takie historie.

Kapitalistyczni przodownicy pracy

Po pracy biegniesz do domu – a jak pracujesz zdalnie na 38m2, to z sypialni do salonu, albo z jednego krzesła przy kuchennym stole na drugie. Pędzisz na zakupy – do sklepu, bo w końcu otworzyli centra handlowe, albo do Internetu, bo już przywykłeś/aś do kuriera dzwoniącego do domofonu 3 razy dziennie i regularnych wizyt w Paczkomacie. Następnie ogarniasz wśród kolegów z pracy lub przyjaciół jakąś świąteczna akcję, a w miedzy czasie pewnie gotujesz obiad. Robisz pierniczki, zamawiasz prezenty, no i obmyślasz plany na potrawy wigilijne. Posprzątasz jeszcze kuchnię, bo wykurzają Cię ślady na blacie, choć widzisz je tylko Ty i to pod światło, jak się porządnie schylisz.

A na koniec dnia przeczytasz coś mądrego, albo przynajmniej zadzwonisz do babci, z którą nie rozmawiałeś/aś od tygodnia. W między czasie kilkanaście razy sprawdzasz social media. Może coś ważnego lub śmiesznego wydarzyło się na messengerowej konwersacji ze znajomymi pracy, a Ty znów nie weźmiesz w tym udziału. Na sen pozostało 5 godzin.

Na perspektywę miejsca brakuje

Taka pogoń odbija się na naszym codziennym życiu oraz pracy. Jesteśmy stale rozkojarzeni, trudno nam się skoncentrować na konkretnej czynności, co chwilę zerkamy na telefon i reagujemy na powiadomienia. Przemęczenie niszczy nasze zdrowie psychiczne, fizyczne i  r e l a c j e. Spóźniamy się, wiecznie tłumaczymy się nadmiarem pracy (który często sami sobie fundujemy). Jak już widzimy się z przyjaciółmi, to w kółko mówimy o swoich frustracjach, do tego gapimy się w smartphone’a lub co chwila odbieramy telefony niecierpiące zwłoki. Wieczorami w głowie kłębi nam się milion myśli. Nasza głowa nie odpoczywa. Nie mamy czasu na oddech. Na większość zdarzeń reagujemy na bieżąco. I choć zazwyczaj robimy to skutecznie, brak perspektywy prędzej czy później zacznie nam doskwierać.

Mi wciąż zdarza się zapędzać. W biegu spędziłam przełom listopada i grudnia – z wielu powodów. Miałam sporo pracy, chodziłam po lekarzach, zaczęłam myśleć o świątecznych akcjach i prezentach dla bliskich. A do tego znów czułam, że stoję w miejscu, że się nie rozwijam. Jak miałam chwilę wolną, to się biczowałam: może źle wykorzystuje swój czas, albo za dużo czasu poświęcam na pierdoły, a może po prostu podejmuję złe wybory?

A później usłyszałam to zdanie o perspektywie i najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się smutno. Pomyślałam, że znów ją tracę, a przecież mam wpływ na to, jak funkcjonuję w tym zwariowanym świecie. Choć w kółko podkreślam, że potrzeba nam uważności i czułości dla siebie, w takich momentach widzę, jak łatwo o nich zapomnieć.

Znajdź Twój sposób na bezruch

Zrobiłam więc w swojej codzienności mały przeciąg. Wróciłam do swojej higieny – jogi, spacerów, odpuszczania rzeczy mniej istotnych. Spróbowałam spojrzeć na siebie nie przez pryzmat ostatnich 3 tygodni, ale minionego pół roku. I ten negatywny obraz stojącej w miejscu trzydziestolatki wyglądał już trochę lepiej. Trochę, bo moje wymagania względem siebie wciąż są bardzo wysokie.

Odpoczynku potrzebujemy jak powietrza. Ale każdy musi znaleźć swój sposób na  b e z r u c h. Mi pomaga spokojna joga np. ta sekwencja dla równowagi emocjonalnej, ćwiczenia oddechowe, medytacja, świeczki, lampki, palo santo i spacery. Uwielbiam też malowanie, rysowanie i generalnie różne sposoby na wyżycie się artystyczne – to świetnie oczyszcza mi głowę. Ja wtedy po prostu fizycznie czuję, jak robi się w niej luźniej. We wtorek odkryłam też, że świetnym sposobem na uspokojenie myśli i odcięcie się od bodźców jest pakowanie prezentów – a więc do dzieła!

Poza tym kilka miesięcy temu ustawiłam sobie dziennie limity na social media i wyłączyłam wszystkie aplikacje od 22:30 do 8:00 rano. Polecam. Zdarza mi się swoje zasady złamać, ale a pewno pomaga mi to zachować higienę. Powiadamienia wyciszyłam już dawno, ale nawyk nerwowego sięgania po telefon i sprawdzania Messengera pozostał. Walczę z nim.

Bądźmy zen w te święta

To prawda, leniuchowanie jest w naszej kulturze źle odbierane. Dlatego podczas urlopu czy weekendu, zamiast całkowicie odciąć się od pracy, wciąż wyszukujemy sobie nowe zajęcia. My po prostu nie umiemy odpoczywać. Czujemy się niekomfortowo, gdy nic nie robimy. Chyba podświadomie obawiamy się spotkania z sobą samym. Musimy więc trochę potrenować.

Te święta będą inne – być może czeka nas jedna-dwie wigilie zamiast dziesięciu i to w mniejszym gronie. Zaoszczędzony czas poświęćmy więc na znalezienie naszego sposobu na bezruch, naszego utraconego zen. Zamiast stresować się, czy wszystko będzie idealnie, czy wszystkim będą smakowały pierogi i czy wystarczą 3 ciasta, spróbujmy odpocząć. Zacznijmy od teraz. W każdy weekend, do świąt wygospodarujmy przynajmniej  2   g o d z i n y   n a   t o t a l n y   o d p o c z y n e k. Po swojemu, ale niech to będzie odpoczynek, który pozwala oczyścić głowę i nie męczy zbytnio ciała. Niech to będzie nasze leniuchowanie. Przysłuży się to pewnie nie tylko nam, ale i naszym bliskim, bo, jak pisze Harriet Lerner w Karuzeli bliskich więzi:

Niepokój jest bardzo zaraźliwy, ale to samo dotyczy spokoju. 

Sprawdź co jest dla Ciebie ważne

A na koniec odpoczynkowy pomocnik. Czytasz ten tekst i myślisz sobie, jak ja w tym moim napiętym grafiku znajdę  2  g o d z i n y ? Wiem, też tak miewam. Dlatego polecam ćwiczenie. Instrukcję i planszę znajdziesz poniżej. Poznałam je podczas szkoły fundraisingu Marii Olszewskiej. W ćwiczeniu identyfikujesz swoje główne wartości. Nie jest to łatwe, bo nie łatwo wykreślić z listy miłość – ale być może miłość zawiera się u Ciebie w bliskich relacjach. Postępuj do końca zgodnie z instrukcją, wartości musi zostać  s i e d e m. Spróbuj potraktować je jako klucz do organizowania swojego czasu, wybierania priorytetów i koncertowania się na tym, co ważne. Super zrobić je z partnerem / partnerką. W końcu świąteczny czas powinien sprzyjać takim refleksjom.

Powodzenia i ściskam czule.

Poniżej znajdziesz 75 pojęć. Nazwijmy je wartościami. Na początku wykreśl 35 mniej istotnych. Pozostało 40 wartości. Wykreśl 20, które są dla Ciebie mniej ważne od pozostałych. Spośród 20 wykreśl jeszcze 13 – tak, aby pozostało 7 Tobie najbliższych.
ćwiczenie - test wartości

* Ćwiczenie pochodzi z książki Kamili Rowińskiej Buduj życie odpowiedzialnie i zuchwale.

>> Wersja do pobrania: Czule_czuję_ćwiczenie