Możemy być feministkami lub obrażać się, gdy ktoś nas tak nazywa, mieć mężów lub żony, wychowywać gromadkę dzieci lub ani jednego, kolekcjonować szpilki lub trampki, chodzić w sukienkach lub podkradać partnerowi koszule. Możemy decydować o sobie, być takie, jakie chcemy i być kobietami. Nikt nam tego nie odbierze, mimo usilnych starań. A ta jesień należy do nas. No i do seriali.

Jesień i zima to czas, który sprzyja przeobrażeniu się w kanapowca. A w czasach covidu można to zrobić bez dotkliwych wyrzutów sumienia. Możliwości partycypacji w kulturze są ograniczone. Zwierzęta miejskie nie bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić. Z pomocą przychodzą seriale. Tylko pamiętaj – stosuj je w rozsądnych dawkach, a przed użyciem przeczytaj załączoną ulotkę lub porozmawiaj z farmaceutą (albo terapeutą).

Osobiście miewam z tym kłopot, nie z czytaniem ulotek, ale z rozsądnymi dawkami. Trochę seriali oglądam, ale ratuję się regularnymi detoksami. Na jesienne wieczory polecę dwa – wybrałam takie w temacie – kobiece. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: kobiece nie oznacza tylko dla kobiet. Kobiece oznacza, że kobiety przemawiają w nich głośno i wyrażnie. Poruszają się one po światach zdominowanych przez mężczyzn. Robią o jednak na własnych zasadach skutecznie walcząc o to, co im się należy.

Shtisel – życie w i obok Me’a Sze’arim w Jerozolimie

Jak przystało na binge watcherkę, od czasu do czasu słucham podcastu Szkoda czasu na złe seriale. To dzięki niemu trzy miesiące temu zapuściłam się do Jerozolimy, do ortodoksyjnej żydowskiej dzielnicy Ge’ula, przylegającej do bardziej znanej Me’a Sze’arim. Poznałam tam cztery pokolenia rodziny Shtisel i wiernie towarzyszyłam im w zmaganiach z codziennością – miłością, zdradą, stratą.

Shtisel to wielowymiarowa opowieść o  tym, jak sztywne normy społeczne dławią indywidualizm i nie pozwalają jednostce realizować własnych pragnień i żyć po swojemu. Głównym bohaterem jest Akiva, najmłodszy syn Rabina Shulema, który nie może znaleźć narzeczonej i swojego miejsca w Ge’uli.  I choć w surowe reguły rządzące światem charedim (ultraortodosyjnych Żydów) wypisany jest szacunek, miłość i wzajemne wsparcie charakterystyczne dla małych, hermetycznych społeczności, to nieraz podczas oglądania chciałam rzucić w Shulema kubkiem herbaty lub tym, co akurat miałam pod ręką. Irytowałam się widząc, jak bardzo się stara, żeby jego syn nie był sobą, wierząc, że w ten sposób go uszczęśliwi (?). Może dlatego, że wolność i życie w zgodzie ze sobą to dla mnie jedne z najważniejszych wartości. A szczęście to pojecie bardzo względne.

Wszystkie kolory świata charedim

Trudno nie porównywać  Shtisel’a  do robiącego furorę kilka miesięcy temu Unorthodox bazującego luźno na historii i książce Deborah Feldman. Oba seriale do zobaczenia na Netflixie. Dla mnie ten pierwszy wygrywa szczerością i wyjściem poza czarno-białe klisze. A cudna Shira Haas – Etsy z Unorthodox – w nim także gra jedną z głównych bohaterek.

Spacer po ortodoksyjnym Me’a Sze’arim zapamiętałam jako jedno z mocniejszych doświadczeń podczas mojego pobytu w Jerozolimie i w ogóle w Izraelu. Szczypało mnie wtedy natrętne, niewygodne poczucie obcości. Choć twórcy raczej unikają wyolbrzymiania i egzotyzowania (za to bardzo sprawnie posługują się ironią), powracało ono, gdy siedziałam we własnym mieszkaniu przed ekranem komputera i oglądałam Shtisel’a.  Jednocześnie, z każdym odcinkiem świat Akivy, jego ojca, babki oraz rodzeństwa i ich dzieci stawał się dla mnie coraz bardziej zrozumiały (co nie oznacza akceptowalny), a sami bohaterowie coraz bliżsi.

seriale: rodzina Shtisel

fot. materiały prasowe Netflix

Panie Shtisel i Weiss

No tak, obiecałam kobiety, a zaczynam od serialu o zagubionym ortodoksyjnym chasydzie-artyście. Ale obietnicy dotrzymam, bo choć Akiva uruchomił najgłębsze pokłady mojej sympatii i empatii, to jego babcia modląca się za bohaterów Mody na sukces, siostra handlująca w domu walutą, aby utrzymać rodzinę i siostrzenica zmuszona dojrzewać zbyt szybko dotrzymywały mu kroku. Wszystkie próbowały żyć po swojemu i w zgodzie ze sobą w społeczności, w którym taka postawa życiowa zdaje się nie mieścić w kategoriach tego, co tolerowane i w którym pierwsze i ostatnie zdanie należy do mężczyzn.

Shtisel Ori Elon, Yehonatana Indursky to zatem egzotyczna, ale nie czarno-biała opowieść o codzienności ortodoksyjnych Żydów, o zasadach rządzących ich życiem społecznym i jednostkach, które się im wymykają, o poszukiwaniu swojej drogi oraz o niezwykle silnych i równie wrażliwych kobietach. A poza tym to serial, który kupił mnie inteligentnym, ironicznym,  a miejscami po prostu rozczulającym humorem.

Wyczekuję trzeciego sezonu, który ma się pojawić już niedługo.

Gambit Królowej, czyli świat zamknięty w 64 kwadratach

Zachwyciła mnie szachownica. Świat zamknięty w 64 kwadratach. Czuję się tam… bezpieczna” – mówi nastoletnia szachowa mistrzyni i główna bohaterka świeżego serialu Netflixa Gambit Królowej Beth Harmon, dla kolegów po prostu Harmon. Za nią traumatyczne dzieciństwo i pobyt w sierocińcu, do którego trafia po śmieci matki. To tam, za sprawą woźnego, poznaje szachy, a za sprawą personelu ośrodka również leki uspokajające. I jedne i drugie pozostają z nią na długo.

Adoptowana jako nastolatka, rozpoczyna błyskawiczną wspinaczkę po szczeblach kariery szachowej. Z  łatwością przejmuje kontrolę na szachownicy, nieco trudniej jej wywalczyć sobie zasłużoną pozycję w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Jej kobiecość mierzy się z męskością, a intuicja z treningiem i kalkulacją. Ale Beth nie zamierza się dostosowywać. Do męskiego świata wchodzi z impetem, w dorosłe życie także. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że równie szybko można się wspiąć na szczyt i stoczyć w przepaść.

W tej drodze towarzyszy jej matka adopcyjna, która przy Beth ma szansę odzyskać choć trochę swojego życia. Kreacja tej postaci – pozornie typowej pani domu z klasy średniej, zakrapiającej samotność sporymi dawkami alkoholu, pozytywnie mnie zaskoczyła.

Uczta nie tylko dla oczu

Choć większość akcji serialu rozgrywa się nad szachownicą, to Gambit Królowej potrafi wciągnąć nawet tych co o szachach nie mają zielonego pojęcia (na przykład mnie). Twórcom udało się przemycić sporo szachowej historii i pokazać ideę dyscypliny – łączącą logiczne, abstrakcyjne myślenie oraz ogrom pracy i trening konkretnych sekwencji ruchów.  Sceny rozgrywek są dopracowane wizualnie – napięcie, gesty, spojrzenia. Partię szachów ogląda się jak pełen emocji taniec. Tym bardziej, że towarzyszy im naprawdę dobra muzyka.

A to wszystko przybrane jest świetną charakteryzacją, kostiumami i scenografią. Twórcom udało się z lekkością oddać klimat lat 60. Aż przypomniał mi się Mad Men – w jednej ze scen Harmon wręcz bliźniaczo przypomina Joan Holloway. Fanki mody vintage będą piać z zachwytu patrząc na Beth i jej stylizacje! Ja się przyznaję – podziwiałam sukienki, bluzki i buty (te szczególnie).  Co więcej scenografia i kostiumy świetnie zgrywają fabułą i oddają wewnętrzne przemiany protagonistki.

Kobiece seriale - Beth Harmon z Gambitu Królowej

Fot. materiały prasowe Netflix

A na koniec bardzo dobra rola Marcina Dorocińskiego, choć mocno drugoplanowa, to dla fabuły kluczowa.

Tło społeczne bardzo w tle

Gambit Królowej to z jednej strony historia child prodigy* i rodzącego się geniuszu, a z drugiej opowieść o kobiecej emancypacji i dojrzewaniu. Dojrzewanie Beth to jednocześnie poszukiwanie siebie i ucieczka w świat w świat szachów oraz uzależnień, który pomaga zapomnieć o traumach dzieciństwa.

I pomimo tego, że w filmie zarysowany zostaje kontekst społeczny, a nawet geopolityczny – poruszone zostają takie zagadnienia jak emancypacja kobiet, seksizm, rasizm, czy zimna wojna, to wszystkie są ledwie muśnięte. Ja nad tym ubolewam (i znów w głowie migocze mi Mad Men). Nie wiem, czy ich pogłębienie byłoby wykonalne na przestrzeni siedmiu odcinków, ale tego mi zabrakło. Koniec końców Gambit Królowej Allana Scotta pozostaje historią Harmon.

***

Oba seriale polecam na długie wieczory. Wydaje mi się, że tej jesieni szczególnie potrzebujemy takich historii i takich bohaterek.

* child prodigy – cudowne dziecko, w literaturze psychologicznej osoba, która we wczesnym wieku (zazwyczaj poniżej 15 lat) opanowała co najmniej jedną trudną umiejętność na poziomie dorosłego profesjonalisty