Dokładnie dziś mija rok odkąd zaprosiłam Cię do najczulszego miejsca w Internecie, mojego miejsca. Co się przez ten rok wydarzyło? Niestety nie otrzymałam tytułu wschodzącej gwiazdy skazanej na wyginięcie blogosfery, nie podbiłam Instagrama, nie reklamuję na swojej stronie lamp antydepresyjnych, a nawet lodów o przedłużonym uwalnianiu endorfin.

Jestem Kinga, choć zaczynałam jako K. Nadal bardzo czule czuję świat. Nareszcie trochę czulej patrzę na siebie. Coraz mniej się wstydzę swojej słabości. I w ogóle coraz mniej się wstydzę. Niedoskonałości nie chowam już w najgłębszej szufladzie, w teczce oznaczonej „ściśle tajne”. Nie próbuję udawać, że wszystko jest okej, kiedy w rzeczywistości jest do dupy. Czasami jestem z siebie dumna, a coraz częściej czuję się wystarczająca. To chyba całkiem porządne osiągnięcia?

kobieta (czule czuję) trzyma na talerzu słodkie ciastka, w jedno z nich wbity jest zimny ognień

Nie jestem sama

Po minionym roku wiem też, że nie jestem sama. Tak naprawdę nigdy nie byłam, choć często tak się czułam, a czasami nadal czuję. Mam wokół siebie kochających ludzi i kotkę. Kotka dziś kocha mnie szczególnie, bo od kilku godzin nie odstępuje mnie na krok. Nawet podczas kolacji siedziała na moich kolanach.

Mam też Ciebie. I to jest cudowne. Tworząc Czule czuję założyłam (i chyba słusznie), że nie tylko ja nie odnajduję się w świecie przykrytym filtrami, napiętymi kalendarzami, chorymi ambicjami i niekończącymi się pasmami sukcesów. Ty pewnie też walczysz czasami z codziennością jak Don Kichot z wiatrakami. Ty też bywasz bezsilna(y). I Tobie także zdarza się nie rozmieć swoich emocji, albo po prostu mieć je w głębokim poważaniu. W końcu z jakiegoś powodu tu zaglądasz, prawda? Czytasz o stresie i sposobach, aby choć trochę go okiełznać, o medytacji, jodze, oddychaniu, o przebodźcowaniu, wysokiej wrażliwości, trudnej sztuce odpuszczania i odpoczynku, o kiepskiej samoocenie, kompleksach i próbach polubienia siebie, o depresji, zmaganiu się z nią i wspieraniu tych, którzy na nią cierpią, o lęku, zazdrości, radości i miłości, a czasami dla odmiany o filmach, książkach i serialach.

To dzięki Tobie piszę kolejne teksty, choć zdarza mi się tracić poczucie sensu. To komentarze i polecenia motywują mnie, by nadal myśleć za dużo, szukać, czytać, doświadczać, podążać za emocjami i dzielić się tym wszystkim. Ucieszyłam się jak dziecko, gdy znalazłam moje teksty o zaangażowaniu społecznym i wypaleniu na fb Pełnoprawnej. Wzruszyłam się, gdy dostałam smsa z wiadomością, że mój post o bezsilności został udostępniony w grupie Czuła Przestrzeń założonej przez Natalię de Barbaro, o której istnieniu nawet nie wiedziałam. Robi mi się ciepło na serduszku za każdym razem, gdy widzę polecajkę @czuleczuje na Instagramie czy Facebooku. Dziękuję!

To nie był lekki rok

W sumie to nie wiem, czy którykolwiek w moim życiu był lekki. Ten był jednak szczególny, był rokiem pandemii i rokiem zmian, rokiem trudnych decyzji, pracy nad sobą i jazdy pod prąd. Był rokiem depresji i wychodzenia z niej.

Ciężko przyznać się przed samym sobą, że nie ma się siły. Szczególnie gdy wszyscy Cię mają (a przynajmniej tak Ci się wydaje) za aktywną, wspierającą, mega zaangażowaną, otwierającą rano oczy z kolejnym pomysłem na ratowanie świata, a przynajmniej bliskiego otocznia. To, co na zewnątrz ma się nijak do tego, co wewnątrz. Ciało i dusza wyraźnie dają znać. A Ty ignorujesz kolejne sygnały.

Przecież nie taki był plan. Ale jak realizować plan, gdy na barkach dźwigasz znacznie więcej niż jesteś w stanie unieść. I stale to ignorujesz. Każdego dnia dorzucasz kolejne kilogramy wyzwań, obowiązków, zmartwień i odpowiedzialności. Aż zdajesz sobie sprawę, że dłużej tak nie dasz rady. I przestajesz widzieć w tym dźwiganiu sens. Wszystko wydaje się go tracić: spotkania z bliskimi, praca, życiowe cele, wschód słońca.

I w takim poczuciu braku sensu minęły prawie 3 miesiące bezsennych nocy i poranków, gdy nie mogłam się podnieść z lóżka. A później powstało Czule Czuję – wszyscy mówili, że powinnam się czymś zająć, to się zajęłam. I niby nic się nie zmieniło, a jednak zmieniło się dużo.

Intelektualnie nie równa się emocjonalnie

Od roku pracuję nad sobą intensywniej, koncentruję się na tym, co długo zaniedbywałam. Czytam, słucham i piszę o emocjach, trudnościach, samoakceptacji, dbaniu o siebie i współczuciu sobie samej. Powoli staram się wprowadzać to wszystko do mojego codziennego życia. Zakończyłam prawie 3 letnią terapię i przekonałam się, że czasami jedna to za mało (a nawet jedna i kawałek). Testuję różne sposoby na zredukowanie lęku, napięcia i uważniejsze słuchanie emocji i ciała.

Jestem w innym miejscu niż byłam. O trudnościach i emocjach piszę i coraz częściej mówię otwarcie, a swoje doświadczenia staram się przekłuwać na wsparcie. Postanowiłam pokazywać Tobie i innym, że to ok być zmęczoną(ym), smutną(ym), bezsilną(ym), czy wkurzoną(ym). Dzielę się tym, co mi pomaga, opowiadam, jak radzę sobie z różnymi problemami, a częściej – jak staram to robić.

Mogłoby się więc wydawać, że jest super. A nie jest. Dużo ogarniam głową, ale gorzej jest praktyką. Już w terapii odkryłam, że mam tendencję do intelektualnego przepracowywania problemów. Teoria ułatwia mi racjonalizację. Przez nią mam często wrażenie, że patrzę na siebie z boku. Niby rozumiem co się dzieje, a nic nie mogę poczuć. Bywa, że strasznie mnie to męczy. Jestem wtedy jak takie półroczne dziecko, które próbuje coś powiedzieć, ale nie może wydać z siebie dźwięku. Czasami chciałabym się popłakać, a łzy nie chcą lecieć. Innym razem lecą nieproszone i nie chcą przestać. Wciąż dużo od siebie wymagam, ganię za odpoczynek, a jak już wreszcie wybuchnę złością, to krzyczę i walę pięściami w co popadnie. Mnóstwo we mnie lęku, nie mogę się uporać z nerwicą. Czasami zapominam o potrzebach i zapominam o sobie – nawet teraz. Zapomniałam o kolacji, chociaż w brzuchu burczy mi od półtorej godziny.

Przestałam jednak udawać, że tego nie widzę.

Trudno udawać, gdy o tym piszę

A w ciągu 12 miesięcy napisałam 28 tekstów na bloga. To więcej niż jeden w miesiącu. Stworzyłam cykl #TAKdlaemocji, w którym podążamy wspólnie za emocjami, rozkładamy je na czynniki pierwsze, próbujemy poszerzyć krąg tych nam dobrze znanych i przez nas przeżywanych. Dotychczas zajęliśmy się wspólnie pięcioma: lękiem, złością, zazdrością, radością i bezsilnością. Kilka razy namalowałam emocje i wrzuciłam je do sieci.

Na koniec pochwalę się, że zrobiłam w ostatnich miesiącach wiele rzeczy, które jeszcze rok temu wydawały mi się niemożliwe. Jesteś ciekawa(y) co takiego? Dostałam się do programu rozwojowego dla liderów społecznych, zaczęłam coaching i to po angielsku. Odważyłam się wysłać swój tekst jako propozycję artykułu do publikacji – nie jeden raz. Zdecydowałam się na studia trenerskie. Przeżyłam proces szukania mieszkania i starania się o kredyt. Zostałam kocią mamą. A tydzień temu zamieniłam na Czule czuję K. na Kinga.

słodkie ciastka na talerzu, w jednym z nich wbity zimny ogień