Jestem sfrustrowana. I jest mi smutno. Tym razem nie mam dla Was żadnych life hacków. Tym razem chcę się wyżalić. No i może usłyszeć, że macie podobnie. Sypiecie się czasami? Tak nagle, po prostu. Boli Was wszystko, nikt nie wie, co Wam dolega, a leki nie działają? Gdy kolejny lekarz mówi Wam, że taka Wasza uroda, poczekamy zobaczymy, spróbujemy z kolejnym antybiotykiem, to macie ochotę zwymiotować mu na buty?

Ja ostatnio przechodzę przez to po raz kolejny. Przez pół roku miałam spokój. Nie to, żeby nic mi nie dolegało. Przecież nikt dziś nie jest zdrowy. Ale nie przyplątywały się do mnie głupie infekcje, bóle kręgosłupa i inne upierdliwe dolegliwości. Zajęłam się sobą, przecież czule czuję i te sprawy. Praktykuję jogę, medytuję, spaceruję, próbuję odpoczywać. Przestałam pracować non stop. I choć nie otworzyłam trzeciego oka, nie wiem nawet gdzie powinnam go szukać, to myślałam, że moje ciało nareszcie ma się spoko.

Głupia Ty. Już w Księdze Rodzaju napisano, że po siedmiu latach dobrych i obfitych, nastąpi siedem lat mizernych i słabych. Tak jak siedem krów chudych pożarło siedem krów tłustych.

Trochę statystyki

Ludzie dzielą się na przynajmniej cztery kategorie. Takich, co zawsze są zdrowi. Zdrowie to dla nich temat odległy jak wielki wóz. A jak od czasu do czasu dostaną katar, umierają przez jeden-dwa wieczory. Dziewięćdziesiąt cztery procent tej grupy stanowią panowie.

Są też tacy, co ciężko chorują rzadko, ale mają dużo nawracających dolegliwości. Może nie poważnych, ale męczących. Pewnie w dużej mierze psychosomatycznych. Na punkcie zdrowia są totalnie przewrażliwieni, więc z przeziębieniem leżą pod pierzynką, Każdą dziwną krostkę oglądają pod mikroskopem, a każdego gluta oddają na wymaz czy posiew, a później odwiedzają z nim profesora laryngologii. Wszystko to ich strasznie dużo kosztuje (także dosłownie), ale niepewność kosztowałaby ich może jeszcze więcej.

Jest oczywiście grupa osób ciężko chorych i tu nie mam nic do dodania.

No i nareszcie jest moja grupa. Znowu takich osób, co to często im coś dolega. Bardzo podobnie jak w tej drugiej – mają oni dużo schorzeń przewlekłych, upierdliwych i pewnie psychosomatycznych. Część z nich jest niejasna, czy zdiagnozowana na poziomie „taka pani uroda”. I oni taką diagnozę milcząco akceptują. A dlaczego? Pewnie nie chcą być postrzegani jako słabi, przewrażliwieni, czy hipochondrycy. A gdzieś w głębi też się boją, bo zazwyczaj mają w sobie mnóstwo lęku. Wolą więć finalnej diagnozy nie usłyszeć. A poza tym wypierają sygnały płynące z ciała. Nie umieją zwolnić, odpocząć, wykurować się jak należy. I sami sobie robią krzywdę. A potem owszem narzekają, że chorują i źle się czują. Wtedy, gdy przez swoje zaniedbania podpierają się nosem.

A snów nie da się oszukać, lata chude to lata chude

Zaczyna się od infekcji, na przykład zatoki albo drogi moczowe. Najpierw chodzimy z nią, jak gdyby nigdy nic. Może jak nie będziemy jej zauważać, to sobie pójdzie znudzona. Skoczymy jeszcze na basen, a co. Po dwóch, trzech dniach kupujemy coś w aptece – zazwyczaj mamy już swoje sprawdzone przedłużacze względnej żywotności. Mija kilka kolejnych dni, nic nie pomaga, jest coraz gorzej.

Idziemy wkurzeni do lekarza. „Czemu Pani (albo Pan) tak długo zwlekała?” Cisza. Dostajemy jakiś antybiotyk. „Potrzebuje Pani zwolnienia?” „Ja? Nie, dziękuję. Mam co robić, popracuję zdalnie.” No i jeszcze nie tylko popracujemy, ostatkiem sił posprzątamy też w domu, spotkamy się z długo nie widzianą koleżanką. Ba, na spotkanie pojedziemy rowerem. Choć na zaleceniach widnieje jak wół „pić dużo płynów, wygrzewać się i odpoczywać”.

I nastał dzień siódmy. Wieczór i poranek. Otwieramy jedno oko i wiemy, że budzić się nie chcemy. Nasze ciało się zbuntowało. Boli nas wszystko, głowa, kręgosłup, kolana i mały palec u stopy. Czujemy się tak fatalnie, że chce nam się płakać. I do tego zbliża nam się okres. I tak zafundowaliśmy sobie trochę dodatkowych badań i trip po gabinetach lekarzy wszystkich specjalizacji. No to teraz sobie poleżymy.

Dlaczego dopiero teraz?

Nie wiem.

A może wiem, ale wciąż nic nie umiem z tym zrobić. Wciąż popełniam te same błędy. Często mam gdzieś moje ciało. Trudno mi się o siebie troszczyć. Myślę, że to strata czasu. W sumie to najgorzej jest wiedzieć.

PS Pewnie odpuściłabym pisanie tego tekstu, bo nie lubię narzekać, ale moja kotka zasnęła mi na kolanach i nie miałam serca jej budzić.

śpiący mały kot na kolanach kobiety