Czy to jeszcze smutek, czy już depresja? Ile dni, tygodni może trwać smutek? Do kiedy można go osładzać nutellą, zagryzać czekoladą i przesypiać pod kocem, a kiedy powinno się udać do psychoterapeuty lub psychiatry? Nie wiem. Pewnie nikt nie wie.

Boję się smutku. Boję się, że mnie wciągnie, że ugrzęznę w nim, jak dwadzieścia cztery lata temu w błotnej kałuży za moim blokiem przy ul. Kajki. Ugrzęzłam tak mocno, że z błota wyjęłam stopę bez fioletowego kalosza. Chwilę balansowałam, a zaraz potem straciłam równowagę i wylądowałam tyłkiem w tym przydomowym bagnie. Dopiero wtedy brat postanowił mnie z niego wyciągnąć, oznajmić, że na pewno dostanę lanie i zaprowadzić brudną do domu.

Później smutek nieraz wciągał mnie jak ta błotna kałuża. Zdarzyło mi się przegapić tę nieistniejącą i nieokreśloną granicę pomiędzy smutkiem a depresją. Nie przygotowują do niej znaki i tablice informacyjne. Nie ma pasów granicznych, nie ma płotu podobnego do tego, który właśnie powstaje pomiędzy Polską a Białorusią. Granica jest rozmyta, po jej przekroczeniu można zgubić nie tylko fioletowe kalosze.

Czy to jeszcze smutek, czy już depresja? Zdarzyło się Wam zadawać sobie to pytanie?

Smutek dużo waży

Zwróciłam na to uwagę kilka miesięcy temu pisząc o radości. Smutek waży więcej i częściej przychodzi nieproszony – nie trzeba się o niego starać. Za to trzeba go przeżyć. To już trochę truizm na Czule czuje – wszystkie emocje są po to, żeby je przeżywać. A ja długo się szkoliłam w upychaniu smutku w magicznym słoiku. Za każdym razem upychałam do momentu, aż było go za dużo, aż słoik pękał i zalewał mnie całą swoją zawartością. Tak postępowałam z wieloma niechcianymi emocjami. Nauczona, żeby się nie mazać, nie użalać nad sobą – nie chciałam pokazywać słabości.

Zresztą, w naszej kulturze smutek nie jest dobrze widziany. Nie ma na niego miejsca w między callem a deadlinem, między statusem a wieczorną integracją. Nie ma też na niego miejsca po ośmiu godzinach pracy fizycznej, między zrobieniem zakupów, a praniem i ugotowaniem obiadu dla całej rodziny. Smutek to emocja, z którą jest niewygodnie – nie tylko tym, którzy go przeżywają, ale też tym, którzy im towarzyszą. „Będzie dobrze”, „głowa do góry”, obejrzyj śmieszny film. Nie pomogło? To może napij się wina, albo weź jakiś lek.

Smutek jest refleksyjny

Smutek niesie za sobą ważne informacje, zatrzymuje, skłania do zastanowienia i refleksji. On jest trochę jak nowy piekarnik – trzeba się z nim zapoznać, oswoić, nauczyć się z nim postępować – w jakiej temperaturze piec ciast drożdżowe a w jakiej pasztet z soczewicy. Ja uczę się mojego smutku od jakiegoś czasu. Daję sobie na niego więcej przestrzeni, nie staram się go zagłuszać, zagryzać, upychać.

Trzy tygodnie temu odszedł mój przyjaciel. Odszedł ze swoją niezwykłą siłą i ludzką kruchością, ze swoim spokojem, nienarzucającym się stylem bycia i dostępnością, którą trzeba było zrozumieć, aby mieć jej świadomość. Im bardziej poznawałam swoją wrażliwość, tym bliższy mi się stawał. A później go nie było.

Przez mieszaninę emocji – złości, niezgody, współczucia jego najbliższym, straty – przedzierał się smutek. Wypływał na wierzch przy każdym wspomnieniu i przeczytanej wiadomości. Im bardziej się od niego odsuwałam w pracę, sprzątanie, rozpakowywanie kolejnych kartonów, tym mocniej wracał. W końcu zrobiłam mu więcej miejsca. Pozwoliłam sobie na przejrzenie zdjęć, korespondencji na messengerze. Pozwoliłam wybrzmieć trudnym myślom. Przelałam swój smutek na papier, nazwałam, przeżyłam.

Jestem na bieżąco

Coraz częściej staram się sama tworzyć sobie przestrzeń podobną do tej, z której mogłam korzystać podczas terapii – przestrzeń bezpieczną, cichą i na wyłączność – taką, która pomaga przezywać emocje z właściwą mi intensywnością i tak, jak potrzebuję. To chyba działa. Próbuję systematycznie – ale w swoim miejscu i czasie – odstawiać wszystkie zagłuszacze. Bieżące przezywanie wymaga ode mnie na razie sporo wysiłku i nienaturalnej uważności na siebie.  Ale czy nie tak zmienia się nawyki?

 

***

Po więcej o smutku możecie zajrzeć tu:

  • Piękna utrata złudzeń (Rozmowa z Bartłomiejem Dobroczyńskim) w książce Czując. Rozmowy o emocjach, Agnieszka Jucewicz

Photo by Xavi Cabrera on Unsplash